Anna przez piętnaście lat pracowała w dużej korporacji finansowej. Pięła się po szczeblach kariery, miała stabilną pensję, pakiet benefitów i poczucie, że "osiągnęła sukces". Jednak od dłuższego czasu czuła wewnętrzne wypalenie. Każdy poniedziałek był jak wyrok, a praca, niegdyś stymulująca, stała się monotonnym pasmem tabelek i raportów, które nie miały dla niej żadnego głębszego sensu.
Pewnego dnia, w wyniku restrukturyzacji, jej stanowisko zostało zlikwidowane. Świat Anny się zawalił. Całe jej poczucie wartości i bezpieczeństwa było związane z tą pracą. Rodzina i przyjaciele radzili: "Szukaj czegokolwiek w branży, masz takie doświadczenie! Nie możesz sobie pozwolić na przerwę!". Anna wysłała dziesiątki CV, chodziła na rozmowy kwalifikacyjne. Z każdą kolejną czuła coraz większy opór. Jej ciało krzyczało "NIE". Czuła ścisk w żołądku na samą myśl o powrocie do podobnego środowiska.
W stanie desperacji, zamiast wysłać kolejne CV, usiadła w ciszy i zadała sobie pytanie: "Czego ja tak naprawdę chcę?". Odpowiedź przyszła niespodziewanie i cicho: "Chcę pracować z roślinami. Chcę tworzyć coś pięknego i żywego własnymi rękami". To było absurdalne. Anna mieszkała w bloku i miała na balkonie dwa zwiędłe pelargonie. Nie miała żadnego doświadczenia, żadnego kapitału na start.
Logika podpowiadała, że to szaleństwo. Ale uczucie, które towarzyszyło tej myśli – uczucie lekkości i ekscytacji – było tym samym, które pamiętała z najlepszych chwil swojego życia. Postanowiła zaryzykować i zaufać temu wewnętrznemu głosowi. Zapisała się na weekendowy kurs florystyczny. Potem na kolejny, o tworzeniu "lasów w słoiku". Zaczęła eksperymentować w domu, a efekty swojej pracy pokazywać na Instagramie. Początkowo bez żadnego celu biznesowego, po prostu dla radości tworzenia.
Jej kompozycje były inne – dzikie, naturalne, pełne pasji. Znajomi zaczęli pytać, czy mogą je kupić. Potem znajomi znajomych. Po kilku miesiącach małe, lokalne kawiarnie pytały o wystrój. Anna, używając swoich oszczędności odprawowych, zamiast na "przetrwanie", przeznaczyła niewielką ich część na założenie małej pracowni w wynajętym garażu.
Dzisiaj, trzy lata później, Anna prowadzi prosperującą firmę "Zielona Przystań", zatrudnia dwie osoby i organizuje warsztaty dla ludzi zmęczonych korporacyjnym życiem. Zarabia mniej niż na dyrektorskim stanowisku, ale po raz pierwszy w życiu czuje, że żyje. Czuje się bezpieczniej niż kiedykolwiek, bo wie, że jej kapitał to nie konto w banku, ale jej pasja, kreatywność i odwaga, by pójść za głosem serca.
Historia Anny to dowód na to, że gdy odważymy się zaufać wewnętrznemu kompasowi, jesteśmy w stanie nawigować przez największe życiowe sztormy i znaleźć ląd, o którym nawet nie marzyliśmy.